Na skraju „Kosmosu”
Stanisław Henryk Kowalczyk
Od kilku lat obserwuję drogę artystycznego rozwoju, którą podąża Ola Herbowska - Matera. Z podziwem patrzę jak, w dobie rozkwitu nowych, modnych, choć czasami chwilowych, trendów artystycznych, Ola z żelazną konsekwencją „Old Masters” dąży do wyznaczonego sobie celu. Mam na myśli nie tylko dążenie do warsztatowej perfekcji, własnej, wypracowanej techniki malarskiej, ale do twórczego poszukiwania, na zamkniętej płaszczyźnie obrazu, pewnej przestrzeni duchowej, która decyduje o wyjątkowości i niepowtarzalności sztuki.
Patrząc na obrazy Oli, przychodzą mi na myśl słowa innego artysty, który podobnie jak Ola mówi o sobie, że jest malarzem sztalugowym, chodzi mi o prof. Jerzego Mierzejewskiego, który powiedział… „Obraz malarski jest czymś, co przypadkowość zwykłego potocznego postrzegania przezwycięża, kierując widzenie w obszary dziwne, metafizyczne”… Jej ostatnie obrazy są właśnie takimi metafizycznymi oknami przez, które widać Kosmos i kosmiczny wymiar człowieka oraz jego dążenie do ponadczasowego absolutu. Przefiltrowany przez osobowość artystki, jak przez krystaliczną siatkę usuwającą wszelkie zbędne zakłócenia i szumy.
Obrazy Oli tchną przedziwnym spokojem i harmonią, choć nie pozbawione wewnętrznej ekspresji. Myślę, że uzyskuje to dzięki fantastycznemu wyczuciu koloru i jego subtelnych niuansów, oraz niezwykłej umiejętności specyficznego kontrastowania.
To dziwne, że ciągle pojawiają się artyści, którzy na wydawałoby się wyeksploatowanym polu malarstwa sztalugowego, potrafią tworzyć, nowe, zaskakujące i urzekające swym tajemniczym pięknem dzieła. Sądzę, że myli się Donald Kuspid, ogłaszając 2005 r. w swojej książce ( The End of Art) koniec sztuki.
Głęboko wierzę, że sztuka nie ma końca dotąd, dopóki istnieje człowiek i Ola jest na to dowodem.